czwartek, 6 listopada 2025

Kolejna premiera


 ...odbyła się.

Tym razem Pan Poczta szukał manii. 

Czyli hobby. Czyli pasji.

Bowiem cały cały projekt, na który wygrałyśmy  kaskę  fundowaną przez Łólubione Miasto w ramach Mikrograntów dla Seniorów,  tym razem  dotyczył poszukiwania pasji.

Do dyspozycji dostałyśmy PRAWDZIWĄ  scenę. Z prawdziwą kurtyną i prawdziwymi kulisami. Z bardzo prawdziwą widownią.

 


Nic, tylko GRAĆ! 

Jak było?

Cóż, optuję, żebyśmy zmieniły nazwę naszej zacnej sekcji na KreAktywniPlus.

Tradycyjnie, można by powiedzieć, w ostatniej chwili sytuacja wymagała zmian, podmian i roszad.

Teresa za Ulę, Ula za Elę, Ela do łóżka.

Ania w maseczce, Grażynka z laseczką.

Ja spocona. Ula z wachlarzem.

 

Co tam widziała widownia, nie wiem. 

Po naszej stronie sceny bywało i straszno i śmieszno.

Głośnik buczał, a mikroporty dla nas "nie doszły".

Reżyser(ka) do Misia: "mów głośniej!"

Misio do Pana Poczty: "mów ciszej!" (nie ma co ukrywać, że Pan  Poczta tubalnym głosem moim przemawia)

Pan Poczta do Misia: " nie mogę!!"

Haczyk spadł, torebki się poplątały, a zdenerwowane palce Wiesi wstukiwały w odtwarzaczu nie te klawisze co trzeba.

W rezultacie, zamiast kołysanki  na koniec popłynęło raźne: i rym cym cym, i hopsasa, idziemy przez życie w podskokach...!!!

A co tam! 

W podskokach, bo żyje się raz! 


wtorek, 21 października 2025

My z Fb

 

Kiedyś mówili: jeśli kogoś nie ma na Facebooku, to nie żyje.

No, prawie. Teraz Instagram, Tik-Tok, Twitter, co już nie jest Twitter, tylko X, YouTube, do wyboru.

Na Facebooku zostali tradycjonaliści (czytaj starzy). 

Czyli na przykład ja.

Zaglądam i klikam.  A nóż (widelec) coś nowego się wydarzyło, ktoś się pochwalił świeżym mężem , albo nowym samochodem,  albo się ludzie pokłócą o kreację Pierwszej Damy. Lub też Pierwszej Córki.

 

Aż tu nagle... (budujemy napięcie...)

Czerwone kółeczko przy symbolu Messengera informuje mnie, że ktoś wysłał właśnie wiadomość. 

 "Pszepraszam..... Czy pani mieszkala na ul..Wojska polskego 11 w lodzi? Pozdrawiam serdecznie."

 

Nadawca, a właściwie nadawczyni, nie znana mi. 

Więc odpowiadam :" Tak. Znamy się? " 

Chociaż widzę przecież, że nie znam, nie przypominam, nie kojarzę....

Odpowiada:


 

niedziela, 19 października 2025

Jesień do przeżycia

 

Jesień na świecie.

O jesieni już tu było. Nie raz.

Mogło być nawet siedemnaście razy, bo tyle jesieni już tu jestem. 

Siedemnaście mgnień jesieni, jak "Siedemnaście mgnień wiosny" .

 

Nawiasem: kto pamięta Stirliza, ten już  w jesieni życia... 


 

Każdej, pięknej zielono-wonnej wiosny myślę sobie - DOŻYŁAM!!!  

Dożyć kolejnej wiosny, to taki cel rocznotrwały. 

 

A tu jesień! 

Idę sobie po złotych, szeleszczących  i pachnących w ten szczególny sposób liściach, wdycham i wydycham, idę, tup tup, kije tuk tuk, a kasztany pacają o ziemię.

To czemu nie czekać na jesień kolejną?

Dożyć kolejnego października  i listopada. 

Do licha, pięknie jest! 

A to jestem ja jesienią w 1998 roku. Syn mi zrobił tę fotkę.


piątek, 10 października 2025

Telefony, telefony...

 

 

Telefony w mojej głowie...

No, niestety, nie pamiętam numerów żadnych, poza własnym. 

Zadzwonić do siebie samej?

Wszystkie inne numery pamięta mój telefon.

W mojej głowie tylko myśli uporczywe: 

-Powinnam zadzwonić do...

-Muszę zadzwonić do niej.

-Dawno do nich nie dzwoniłam.

 

Powinnam zadzwonić. Do niej. Do niego.   

Nie dzwonię.

Może jutro. Jutro nie, we wtorki pracuje do późna. Pojutrze.

Pojutrze zapominam.

Po niedzieli zadzwonię.

Niedziela mija.  

Nie dzwonię.

Coraz trudniej. Coraz głupiej. Niezręczniej.

Z dnia na dzień. 

Z tygodnia na tydzień.

Miesiąc mija, jesień, rok...

 

Jak zadzwonić po roku?

-Cześć, co słychać? 

 Czy może:

-Cześć, żyjesz jeszcze?

 

Telefony w mojej głowie...

Brzęczą. Ponaglają. Gryzą. Wyrzuty. Sumienia.

Aż ktoś mi  powiedział:

-To działa w obie strony. 

Och! 

 

wtorek, 23 września 2025

Prawda



Na drodze do Prawdy, maj 2011

Wysłuchałam książki Mariusza Szczygła "Projekt prawda".
Książka nie najnowsza, ale jakoś nie było mi z nią po drodze do tej pory. Chociaż pisarstwo  Mariusza Szczygła bardzo mi się podoba.
 
Zatem wysłuchałam. 
Piszą o niej "książka kolaż" . Książka w książce. Jak pestka w śliwce.
Bohater "książki środkowej" powiada:

"Przyszło mi do głowy, że każdy rozsądny człowiek powinien dążyć do prawdy, starać się odkryć w swoim życiu jedną, bodaj najmniejszą prawdę. W przeciwnym razie życie jego wydawać się może zmarnowane”.
 
Mariusz Szczygieł szuka prawdy w świecie.
W Nowym Jorku, w Pradze, w Grudziądzu, w pociągu, w taksówce, w sklepie, na spacerze...
Prawdy są duże i małe. I najmniejsze.
 
Niektórzy posiadają kilka prawd, a inni twierdzą, że żadna nie istnieje.
 
Prawdy różne: o zdrowiu, o miłości, o uważności, o minimalizmie,  o życiu w ogóle. Prawda o pracy. O różnorodności. 
Prawdy młodych. I starych. 
Prawdy przechodniów.
Prawdy pisarzy. I ich czytelników.
Prawdy podróżujących.
Prawda o śmierci.
 
Nie sposób nie zastanowić się nad własną prawdą. 
Myślę.
Myślę, że prawdy zmieniają się  z upływem lat. Jak nasze twarze. 
 
Kiedy tak sobie szukam tej prawdy,  wszechobecny Facebook podsuwa mi twarz z sugestią: "osoby, które możesz znać".
Skąd ten Facebook wie? Bo znam! 
 
To Wiktor!
Ten sam, który jako czternastolatek został wepchnięty przez swoją mamę do mojego gabinetu. 
Jego mina mówiła: "Jestem tu po raz pierwszy i ostatni". 
Jego mama powiedziała: "w pani ostatnia nadzieja, z nikim nie chce rozmawiać"
 
Na razie faktycznie nie chciał. 
Przychodził przez cztery lata.
Przed rozstaniem napisał do mnie list i podziękował.
 
A teraz patrzę, a to Wiktor!
Czytam: psycholog, studiował...studiuje... szkoli się...
 
Pisze: Pomagam lepiej rozumieć siebie i budować życie w zgodzie ze sobą
 
Pisze: Uzyskałem tytuł magistra psychologii na Uniwersytecie SWPS. Obecnie kontynuuję szkolenie na psychoterapeutę w nurcie poznawczo-behawioralnym 
 
Pisze: Od kiedy pamiętam interesowałem się psychologią. 
 
Na stronie jego gabinetu dyplomy i certyfikaty. Entuzjastyczne opinie pacjentów. 
 
WOW!!!
 
No i wtedy właśnie przypomniała mi się moja stara prawda.
Dawno temu, gdy byłam młoda i trochę piękniejsza,  ktoś zapytał mnie, dlaczego wybrałam psychologię. Odpowiedziałam temu komuś, a może sama sobie, że chcę pomagać ludziom. Że warto, choćby jednej osobie podać dłoń. 
W następnych latach ta prawda wydawała mi się naiwna.
A tu? Proszę!!
 
Prawdy nie są naiwne.
Prawdy są prawdziwe.
Prawdy się zmieniają.
 
A dzisiaj?
Moja prawda: 
ŻYJĘ.
TERAZ. 
 
 

niedziela, 7 września 2025

Reubke

 

Julius Reubke, 1834-1858

 

Dziś pierwsza niedziela miesiąca. Po długiej przerwie wybrałam się na koncert organowy do kościoła św.Mateusza. 

Dawno nie byłam. 

Trochę zapomniałam. 

Jak to jest.

Kościół zbudowany około sto lat temu w stylu neoromańskim ma szczególną atmosferę - grube mury, wąskie okna, ciężkie ciemne drewno ławek. Chłód. 

Pod kopułą gigantyczny żyrandol. 

Wysoko, z tyłu, naprzeciwko ołtarza - organy. 

W programie Bach, Mendelssohn i Julius Reubke.

Bach- cóż, bez komentarza. Bach, to Bach. Preludium i fuga e-moll.

Kiedy słucham Bacha, zawsze oczami wyobraźni widzę tego grubawego pana w przekrzywionej peruce, bębniącego w zapamiętaniu w klawisze organów. A jego liczne potomstwo pląsa dookoła.

Felix Mendelssohn-Bartholdy - mistrz. Sonata A-dur.

No, i ten Reubke. Niemiec.

Pani Aleksandra Bęben, która zawsze prowadzi koncerty i której uwielbiam słuchać, opowiada o młodym Juliusie, o jego talencie i o tym, że Sonata c-moll na temat Psalmu 94 to jego największe dzieło, skomponowane rok przed śmiercią. 

Julius Reubke zmarł w wieku 24 lat! Na gruźlicę.

Pani Aleksandra mówi, że  sonata trwa prawie pół godziny. Zastanawiam się, czy nie wyjść. 

Zostaję. 

Julius Reubke i grający na organach Radosław Kuliberda wstrząsają mną, jak już dawno  nic. Kiedy wychodzę z kościoła, ledwo dyszę. Czuję się tak, jakbym przebiegła jakiś bardzo długi dystans, a potem wpadła pod strumień silnej i gwałtownej ulewy. 

Najpierw zdyszana  do granic, potem obmyta do nagiej skóry.

Uf! 

Jak można skomponować coś takiego, będąc tak młodym? 

I tak chorym.

Julius Reubke rozłożył mnie na łopatki. 

 

 

czwartek, 4 września 2025

Gorsze dni

 

Czasami.

Się zdarzają.

Nagle.

Przyczyny nieznane. 

Rano.

Budzę się zmęczona. 

Przede mną nużąca proza dnia.

Nie mam. Siły. Ochoty.

WIEM przegrywa z CZUJĘ.

Wiem, że kiedyś to minie.  Będzie lepiej.

No i co z tego?

Czuję niechęć, NIECHĘĆ, do wszystkich biorących się w garść.

Dających radę.

Podnoszących się. 

Idących do przodu. Walczących. Zwycięzców. 

Niechęć, wynikającą z poczucia winy. Niedorastania. 

Mówię sobie: wstań, rusz się, ogarnij, to pomaga. 

Mówię sobie: możesz chodzić, pamiętasz swoje imię, kotów imiona, wyjść możesz, jesteś wolna, zdolna jesteś, kochają cię, słońce świeci. 

ŻYJ!- mówię.

Za chwilę...